Poza ciekawym początkiem, który dał mi nadzieję, że ten film okaże się całkiem dobry - im dalej w las, tym gorzej... Końcówka kretyńska, nie wiem komu mogą się podobać sceny rzeźni przez 30 minut, gratuluje wszystkim tym, których kręcą hektolitry krwi i ciągła siepanka... Owszem - fabuła całkiem ciekawa, kilka śmiesznych momentów, ale całokształt bardzo przeciętny... I nie wiem jak możecie porównywać go do "Przekrętu", no może poza zakręconym scenariuszem, sposobem przedstawiania postaci na początku, ale u Guy`a Ritchie wszystko się elegancko klei, a tutaj aż roi się od abstrakcyjnych scen, które się biorą z dupy i nie wiadomo o co chodzi tak naprawdę ( np. nagłe zmarwychwstanie kolesia, który wylądował w jeziorze, czy tych typów w windzie, którzy wpakowali w siebie kilka magazynków ) Można go porównać do "Hot Fuzz", ale tamten był lepszy.. Jedynm słowem podsumowując - nie polecam go nikomu, a już na pewno niech nikt się nie spodziewa rewelacji...