Przed seansem sporo dobrego się osłuchałem o tym filmie, że to dobra sensacja w której akcja nie zwalnia ani na sekundę, pełno w niej nieoczekiwanych zwrotów akcji, no miało być ogólnie takie dobre, mocne męskie kino. Czy było? Hmm, moim zdaniem raczej nie do końca... Niby zaczyna się całkiem nieźle dowiadujemy się, że jest jakiś mafiozo za zabicie, którego serce wyznaczono sporą kasę. I tak o to najlepsi zabójcy, którzy są całkiem ciekawie przedstawieni zaczynają rywalizację między sobą. I tu właściwie według mnie kończy się ciekawe kino, a zaczyna jakaś tępa nawalanka, owszem może i jest ona efektowna, ale w moim odczuciu jakaś taka mdła. Szczegónie o pomstę do nieba wołają sceny z kuloodpornymi neonazistami i scena w windzie gdzie goście, których dzieli od siebie metr i mają do dyspozycji spluwy, strzelają do siebie i jakoś nie mogą zabić. W filmie zagrało kilku znanych aktorów między innymi Ray Liotta czy Andy Garcia, obu ich lubię, ale niczym szczególnym w tym filmie nie błysneli i zdecydowanie lepiej wypadją gdy to oni grają tych "złych", po drugiej stronie barykady już nie są tacy przekonujący. Następny znany aktor Ryan Reynolds, który do tego filmu zupełnie mi nie pasował, kojarzy mi się on raczej z głupiutkimi komediami niż z kinem sensacyjnym i to można było wyczuć, że brakło mu trochę ogrania. Jest jeszcze Ben Affleck, ale jego postać filmowa dzięki Bogu dość szybko ginie. Ogólnie jeżeli chodzi o grę aktorską tą moją uwagę przykuł jedynie Jeremy Piven. Na plus można zaliczyć również końcówkę filmu, która faktycznie zaskakuje, ale okazuję się, że ta cała rzeź nie miała sensu, akurat z tym to się zgadzam.