Kiedy zobaczyłem kilka znanych mi nazwisk w obsadzie "Smokin' Aces", myślałem, że czeka mnie duża dawka rozrywki w stylu "Porachunków". Nie odstraszyła mnie nawet dość słaba (6,6) nota na IMDB. Niestety srogo się zawiodłem. Już samo tło i zarysy akcji są pogrążone w nieładzie i chaosie. Oglądający nadal może oczekiwać czegoś lepszego w dalszej części filmu, lecz jeżeli zawiódł go juz początek filmu, to może po prostu odpuścić sobie oglądanie. Miłość afroamerykanów od pierwszego wejrzenia, nieśmiertelny agent i zabójca, którzy po władowaniu sobie nawzajem ponad 30 kul budzą się obaj 40 minut później, by nadal móc rozmawiać, a nawet strzelać to bez wątpienia żałosne momenty. Jak dla mnie czarę goryczy przelała próba udzielenia pierwszej pomocy (sztuczne oddychanie) agentowi, który ma w sobie dobre 10 kilo ołowiu. Komedia. Jedynym plusem tego filmu byli szurnięci bracia (szkoda ze nie rozwinięto bardziej ich roli) i Hugo kaleczący angielski w znany wszystkim wschodnioeuropejski sposób. Podsumowując, film nie odbiega standardem od słabego filmu na Polsacie. 3+/10 to moja ocena tej produkcji.